Lepiej spalić się jasnym płomieniem, niż tlić się powoli jak świeczka
Kupuję płyty CD na koncertach. Zawsze. Chuj z tym, że nie mam nawet odtwarzacza. Słucham na streamach – muzykę rozliczam emocjonalnie, nie jakościowo. Zaczynałem od Kasprzaka (więc sobie wyobraźcie ile mam lat) i słuchałem kaset kopiowanych po 20 razy, nie przeszkadzało mi wtedy i nie przeszkadza mi teraz. Mam setki CD w foliach i kupuje dalej, bo wiem (i teraz zdradzę Wam moją największą tajemnicę), że jak kiedyś otworzę tę szafę to sobie powiem: „ale mam tu samych, zajebistych headlinerow największych festów w pierwszych biciach”. I kiedyś to sprzedam i będę milionerem, a muzy będę dalej słuchał na żywo i na streamach.
Całe życie, od pierwszego rzadkiego wąsa pod nosem, jestem Metalem, a raczej Metaluchem i dla mnie to styl życia. Teraz mając 50-tkę, stojąc w pubie, mała scena przywołuje piękne pragnienia tych pierwszych marzeń - być jak ONI, ci co grają na wiosłach, walą blasty i drą ryja. I pochłaniam tą ich radość, ich marzenia i słyszę muzykę, która jest emocjonalnie nasycona, bo szczera do granic możliwości. Tu dzieciaki zaliczają pierwszy koncert, tu mają pierwsze wizje swoich kapel i tu powstają inspiracje. Dlatego underground miasta i jego ekstremalny styl bycia, jest taki zajebisty i ważny dla mnie.